Tomasz Rembalski
Ks. Stanisław Klatka (1902–1971)
proboszcz (1945–1970),
dziekan lęborski (1946–1949), dziekan bytowski (1949–1970)
Urodził się 25 grudnia 1902 r. w Łęgu, przysiółku dużej wsi Odrzykoń w pow. krośnieńskim na Podkarpaciu, jako syn Franciszka i Anny z d. Łach. Rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo, dlatego Franciszek Klatka dorabiał jako kowal i pracownik przemysłu naftowego. Stanisław miał trzy siostry i brata oraz trzech braci przyrodnich z drugiego małżeństwa ojca. Przyszły kapłan edukację elementarną rozpoczął w Odrzykoniu, następnie
kontynuował ją w Krośnie. W 1917 r. rozpoczął naukę w gimnazjum klasycznym w Jaśle, którą ukończył maturą w 1924 r. Przez rok studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, w 1926 r. wstąpił do przemyskiego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał 22 czerwca 1930 r. w Przemyślu .
Posługę duszpasterską jako wikariusz odbywał w następujących parafiach: Grębów, Siennów, Bieździedzia, Golcowa, Kurzyna Mała, Wola Raniżowska (1937–1938). Dnia 14 września 1939 r. (wg innych źródeł w 1938 r.) otrzymał nominację na administratora Parafii pw. Trójcy Przenajświętszej w Medenicach (obecnie Меденичі na Ukrainie). Wówczas Medenice były wsią polsko-ukraińską położoną w powiecie drohobyckim województwa lwowskiego. Oprócz kościoła katolickiego z 1817 r., w miejscowości tej była również cerkiew greko-katolicka św. Paraskiewi z 1644 r. Wkrótce po objęciu parafii wybuchła II wojna światowa, więc ks. Klatka nie miał łatwej pracy w tak wielokulturowym środowisku. Po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną (po 17 września 1939 r.) był szykanowany przez władze radzieckie, które często wzywały go na przesłuchania. Raz nawet zdarzyło się, iż był w szatach liturgicznych. Nowa sytuacja po napaści Niemiec na Związek Radziecki (22 czerwca 1941 r.), pozwoliła na to, iż ks. Klatka w 1941 r. złożył egzamin i otrzymał mianowanie na tutejszego proboszcza. Wkrótce jednak zaogniły się relacje polsko-ukraińskie. W najtrudniejszym okresie musiał przez 6 dni i nocy ukrywać się w trumnie za ołtarzem, gdzie parafianie przynosili mu jedzenie. Jak wspominał, sytuację zmieniła dopiero postawa pewnego Ukraińca, który „wpłynął na najbardziej zacietrzewionych i nienawistnych, aby zaniechali poszukiwań katolickiego księdza”. W tym czasie pomagał również innym potrzebującym, m.in. rodzinom żydowskim, „które ochrzcił i wydał im odpowiednie dokumenty”. Podczas przechodzenia frontu, w 1944 r. kościół w Medenicach został mocno uszkodzony. Parafia straciła też kontakt ze stolicą biskupią w Przemyślu, w wyniku wytyczenia nowej granicy na wschodzie Polski. Ks. Klatka po raz drugi poddany został represjom ze strony władz radzieckich, które swymi działaniami doprowadziły do likwidacji parafii na początku jesieni 1945 r. W czasach radzieckich, pozbawiony wieży kościół, przekształcono na klub taneczny. Proboszcza zmuszono do tzw. repatriacji na terytorium Polski. Jako jeden z ostatnich katolickich kapłanów dekanatu drohobyckiego, został wraz z liczną grupą swoich parafian, załadowany na wagony towarowe, których w sumie miało być aż 60. Zabrał ze sobą nie tylko własny dobytek, lecz również wyposażenie kościoła, w tym dzwon, który do dziś służy niezabyszewskiej parafii .
Trudną podróż medeniccy parafianie ze swym proboszczem rozpoczęli 1 października 1945 r., jadąc przez Dolny Śląsk i Pomorze Zachodnie, 8 listopada dotarli do stacji kolejowej w Bytowie. W trakcie załatwiania spraw przez ks. Klatkę w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym (PUR), w parafii niezabyszewskiej, która od kilku miesięcy była pozbawiona opieki duszpasterskiej, pojawiła się wiadomość, „że jakiś kapłan ze Wschodu przybył transportem kolejowym na stację w Bytowie”. Według relacji, w krótkim czasie zorganizowano transport, opróżniono wagon z rzeczami ks. Klatki i przewieziono je do Niezabyszewa . Pierwszego chrztu w nowej parafii udzielił 25 listopada 1945 r.
Po przybyciu do Niezabyszewa, ks. Stanisław Klatka wystosował dwa pisma. Pierwsze do Kurii Arcybiskupiej w Poznaniu, drugie zaś do Kurii Biskupiej w Przemyślu, w których informował o swym przybyciu na Ziemie Zachodnie do powiatu bytowskiego. Kuria poznańska odesłała go do Gorzowa Wielkopolskiego, zaś przemyska poinformowała, „by opiekował się majątkiem kościelnym, jaki przywiózł”, bo ten stanowił jej własność . Jednocześnie udzieliła mu rocznego urlopu. Po pewnym czasie ks. Klatka udał się do Gorzowa Wlkp. i przedstawił się Administratorowi Apostolskiemu, ks. dr. Edmundowi Nowickiemu, któremu wręczył pisma z obu wymienionych kurii. Po zapoznaniu się z ich treścią, administrator odmówił mu urlopu z powodu braku kapłanów. Natychmiast został przygotowany i wręczony ks. Stanisławowi Klatce dekret nominacyjny na parafię w Niezabyszewie z datą 7 grudnia 1945 r.
Kilka miesięcy późnej, 19 marca 1946 r., ks. Stanisław Klatka otrzymał dekret na stanowisko dziekana dekanatu lęborskiego, znacznie większego od tego, jakim zarządzał jego poprzednik. Trzy lata później został on podzielony na dwa odrębne, w tym bytowski, którego pierwszym dziekanem z dniem 1 czerwca 1949 r. został również ks. Stanisław Klatka i funkcję tę pełnił aż do czasu przejścia w stan spoczynku .
Ks. Stanisław Klatka niewątpliwie był barwną postacią w szeregu niezabyszewskich proboszczów. Do dziś, mimo upływu blisko pięciu dekad od jego odejścia, wierni wciąż wspominają go w swoich modlitwach . Wielu parafian darzyło go dużym szacunkiem i wspomina z wdzięcznością. Niektórzy opowiadają wiele anegdot, związanych z jego osobą . Przytaczają jego humorystyczne, nadane przez parafian, przezwisko „Ks. Dziejko”, które wzięło się z ulubionego powiedzonka ks. dziekana: „Panie Dziejku” . Przywołują również jego wielką miłość do zwierząt, zwłaszcza koni, do których miał szczególną słabość . Inni pamiętają jego zaniechania, jak choćby to związane z brakiem interwencji przy oddaleniu sióstr katarzynek z parafii , z którymi miał chłodne relacje. Josef von Rymon Lipinski tak zapamiętał proboszcza:
„Gdy był w dobrym humorze, stawał się jowialny, dowcipny i był złotym człowiekiem. To mu się jednak zdarzało, niestety, dość rzadko. Najczęściej na ministrantów burczał, ich sztorcował, poganiał, za byle niedopatrzenie dostawało się jego ciężką ręką po głowie. Wówczas to nikomu nie przeszkadzało, bo i rodzice nie stronili od podobnych metod wychowawczych. […]
Kaznodzieją ks. Klatka nie był najlepszym. Głównie dlatego, iż trudno było jego kazania zrozumieć, bo, jak mówili ludzie, coś tam burczał pod nosem, by od czasu do czasu podnieść głos w ramach pointy i zrugać parafian za ich niecne postępki. Część parafian po cichu na niego narzekała, nikt jednak nie odważył się głośno skrytykować księdza. […]
Do otwartego buntu przeciwko niemu doszło dopiero w 1967 roku, gdy odchodziły z Niezabyszewa siostry zakonne. Panowało powszechne przekonanie, że on się do ich odwołania przyczynił, bo były mu niewygodne i za bardzo patrzyły mu na ręce. Faktem jest, że siostry go publicznie krytykowały. Gdy aktywistki parafialne po niedzielnej mszy poszły na plebanię, żeby wstawić się za siostrami, to ponoć zaatakował je krzesłem. Pamiętam, że pani Skwierawska osobiście pojechała w tej sprawie do biskupa – biskup jej jednak nie przyjął. Od rodziców słyszałem, że po tej sprawie już nigdy nie dali nic na tacę, dopóki ks. Klatka był w Niezabyszewie.
Z kolei były mieszkaniec Płotowa pisał:
„Elokwentny dziekan bytowski słynął też z fenomenalnej pamięci i znajomości literatury, zwłaszcza klasyki greckiej. Ksiądz Alojzy Machay – ówczesny proboszcz w Pomysku Wielkim, opowiadał pewne zdarzenie. Podczas długich dyskusji ks. Klatka zaproponował »będę recytował tekst z Iliady Homera w języku grackim. Jeżeli macie wątpliwości, możecie porównać moje opanowanie z oryginałem«. Po długich recytacjach nikt nie miał zastrzeżeń. Równie doskonale władał pamięciowym opanowaniem tekstów liturgicznych w języku łacińskim”.
Ks. Jan Borzyszkowski o proboszczu napisał: „…ks. Stanisław Klatka był bardzo bezpośredni, nie był zarozumiały. Jaki dar głosu od Boga otrzymał, takim Go chwalił”.
W wielu wspomnieniach przewija się wątek jego rzekomej znajomości z lat szkolnych, zawartej z I Sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysławem Gomułką, przywódcą Polski w latach 1956–1970 . Za tą opinią miały jakoby przemawiać jego dobre relacje z władzą „ludową” różnych szczebli. W trudnych dla parafii sprawach miał rzekomo interweniować w samej Warszawie . Jednak zaprzeczają temu fakty znane z życiorysów obu osób. Wydaje się zatem, że źródła dobrych relacji z władzą leżały gdzie indziej. Niedawno ukazał się artykuł, który ujawnił, iż ks. Stanisława Klatkę umieszczono pośród tzw. „księży patriotów”, za co 22 lipca 1954 r. otrzymał Złoty Krzyż Zasługi . Wymowne jest to, iż w tym czasie Prymas Polski ks. Stefan Kardynał Wyszyński był internowany przez te same władze. Powołanie, z inicjatywy władz państwowych, tzw. ruchu księży patriotów miało na celu skłócenie kleru i dokonanie rozłamu w polskim Kościele katolickim. W jego szeregi najczęściej wstępowali księża doświadczeni cierpieniem w czasie okupacji lub o poglądach lewicowych . Trudno orzec, co sprawiło, że również ks. Klatka został uwikłany w ten ruch. Nie ma też relacji świadczących o tym, iż mógł komuś zaszkodzić swoimi związkami z władzą świecką. Istnieją za to takie, które poświadczają coś zgoła innego. W czasach stalinizmu wszyscy dziekani byli zobowiązani powiadamiać podległych proboszczów o ważnych wydarzeniach państwowych. Z pisma Tadeusza Płuciennika, Kierownika Wydziału do Spraw Wyznań w Koszalinie, z 20 marca 1956 r. wynika, iż „ks. Dziekan Klatka z dekanatu Bytów nie powiadomił księży z pow. Miastko wchodzącego w skład tego dekanatu…”, o obowiązku dzwonienia w kościelne dzwony, w związku z uroczystościami pogrzebowymi Bolesława Bieruta . Wolno też przypuszczać, iż gdyby ks. Klatka rzeczywiście szkodził Kościołowi, a szczególnie swojemu biskupowi, spotkałby się z karą albo marginalizacją, np. pozbawieniem urzędu dziekańskiego. Nigdy jednak do tego nie doszło. Przyczyny uwikłania się z władzą musiały znajdować się gdzie indziej . Być może pomogłyby je wyjaśnić badania historyczne na bazie zbiorów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej.
Ze względu na pogarszający się stan zdrowia, 15 maja 1970 r. ordynariusz gorzowski ks. bp Wilhelm Pluta przyjął, rezygnację ks. Stanisława Klatki i zwolnił go z obowiązków proboszcza oraz dziekana bytowskiego z dniem 1 (lub 6) sierpnia 1970 r., z jednoczesnym przeniesieniem go w stan spoczynku. To pozwoliło mu na powrót do rodzinnego Odrzykonia, gdzie zamieszkał w domu swojego siostrzeńca Józefa Godzika. W listopadzie 1971 r. przyjechał na odpust św. Katarzyny i w odwiedziny do księży filipinów do Bytowa, podczas których zmarł nagle 4 grudnia 1971 r. W bytowskim kościele pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej odprawiono uroczyste egzekwie z mszą żałobną, koncelebrowaną pod przewodnictwem ks. bp Jerzego Stroby, sufragana gorzowskiego. Niezabyszewscy parafianie chcieli go pochować u siebie, lecz na życzenie rodziny został pogrzebany w Odrzykoniu, obok swojej matki.